Pierwsze koty za płoty

Chciałam ten wpis zamieścić już dwa dni temu i gdyby mi się to udało wyglądałby zupełnie inaczej. Miało być o tym jak wprawiamy się w podróżowaniu rowerami, że jeszcze niezbyt jesteśmy skoordynowani w rozbijaniu namiotu, w ogarnianiu się rano. Jazda też idzie opornie bo nachylenia pod 20%, niezależnie w którym kierunku pokonywane, zajmują czas.
Ale piszę dopiero teraz, korzystając z dłuższej przerwy (pada+grzmoty gdzieś w oddali, więc robimy obiad i przeczekujemy).
Kilka słów o tym dlaczego kropka przez ostatnie dwa dni przemieszcza się zdecydowanie wolniej. Okazuje się, że tej wiosny wyjątkowo dużo padało co spowodowało powodzie w niżej położonych częściach (pierwsze dwa dni jadąc wzdłuż rzeki Fraser zmuszało nas to do szukania objazdów, brodzenia po tyłek w wodzie czy spania na dziko bo kampingi też były zalane), a w tych wyżej położonych – znaczne zniszczenie dróg. Trasę mamy ułożoną tak, żeby jak najmniej jechać autostradą* tylko bocznymi drogami lub po szlakach.
Niestety te ostatnie są głównie szutrowe i strumienie po ulewnych deszczach dosłownie je zmywają – także na ostatnie 60 km składało się: krótkie przejażdżki rowerem, wypych a potem zdejmowanie sakw i przenoszenie po kolei rowerów i bagażu przez strumienie, zwaliska kamieni czy wyschnięte koryta. I to wszystko przy sporym nachyleniu bo te 60 km to także wzniesienie się na 1100 m n.p.m.
Przeżyliśmy – może odrobinę sfrustrowani ale wracać do domu jeszcze nie chcemy;)

Za to widoki są nie do opisania – tu wszystko jest ogromne: drzewa, rzeki, góry, wąwozy i to sprawia, że pomimo „drobnych” przeszkód brniemy przed siebie. Zwierzaki też nie zawiodły: czaple, bernikle czy bieliki amerykańskie w pierwszej części trasy to chleb powszedni, poza tym sporo mniejszych ptaków, np. pasówka białogardła czy modrosójka czarnogłowa. Misie spotkaliśmy 5 razy (jeden raz mama z młodym więc w sumie 6 sztuk 🙂 – generalnie przed nami uciekają więc nawet zdjęcia nie da się zarobić, a co dopiero namówić takiego żeby gonił Szymona…
Za nami ponad 300 km, trzymajcie kciuki aby dalej było łatwiej.

*kanadyjska highway dopuszcza ruch rowerowy i jest zaopatrzona w solidne 1.5 m pobocze, a kierowcy jak tylko mogą przejeżdżają na lewy pas kiedy nas mijają. Ale nadal jak mija Cię tir pełen drzewa nie jest to przyjemne.


7 odpowiedzi na “Pierwsze koty za płoty”

  1. Wolałabym jednak, żebyście niedźwiedzi nie spotykali, co jeśli będzie miał zły humor? Kuzyna Szymona mam tylko jednego, ma wrócić cały i zdrowy! Oglądałam „Zjawę” z Leonardem DiCaprio, więc wiem do czego jest zdolny miś 😉

  2. Cieszę sie, że w końcu się odezwaliście. Podziwiam determinację i życzę by było już tylko łatwiej. Ściskamy. Trzymajcie się bezpiecznie i zdrowo.

Skomentuj Maria Siemiątkowska Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *