Przekroczyliśmy granicę stanu, więc nadszedł czas na podsumowanie naszej trasy i wrażeń z BC.Tytuł nie przypadkowy z dwóch powodów:
po pierwsze opisywana przez Tuwima Lokomotywa wymięka przy kanadyjskich maszynach. Co to jest 40 wagonów! W ciągu pierwszych dni jazdy, gdy zabierałam się za liczenie, po ok 100 zauważałam kolejną lokotywę w składzie, a za nią następne 100 wagonów.
Po drugie większość naszego przejazdu przez Kolumbię Brytyjską opierała się o Rail Trails – utworzone na bazie nasypów nie istniejących już połączeń, głównie szutrowe szlaki przeznaczone dla pieszych i nie zmotoryzowanych pojazdów.Przejechalismy 3 z 5 takich szlaków:
– The Kettle Valley RT,
– The Columbia & Western RT,
– The Slocan Valley RT.
Spokojnie możemy je polecić. Trudności sprawił tylko KVR – po powodzi w 2021 roku odcinek od Brookmere do Princton jest albo nieprzejezdny (zniszczone mosty, zmyte odcinki) albo trudno przejezdny dla rowerów załadowanych tak jak nasze – droga jest grząska i wyboista.
Pozostała część jest naprawdę przyjemna. Nachylenia „pociągowe” czyli poniżej 2% – sami się dziwiliśmy jak łatwo wspinamy się na górę, a zjazdy to kilka/kilkanaście km pokonywane z prędkością ok 20 km/h bez konieczności pedałowania podczas których można spokojnie podziwiać otoczenie.
A było na co popatrzeć. Przede wszystkim czerwiec w Górach Skalistych to jeszcze wiosna – drzewa soczyście zielone i morza kwiatów dosłownie wszędzie: w miastach, na poboczach, w lesie – może właśnie z tego powodu dosyć popularny jest tu gatunek kolibra Rudaczek północny, który nie raz nie dwa cieszył nasze oczy podczas śniadania.
Skoro już jesteśmy przy faunie: mnóstwo ptaków drapieżnych i śpiewających. Poza tym oczywiście bernikle i kruki w miastach. Wg mnie o wiele przyjemniejsze dla oka niż gołębie których widzieliśmy dosłownie kilka, chociaż gęsi z upodobaniem zostawiają swoje odchody na chodnikach. Poza tym wiewiórki, świstaki oraz inne afrowiorki i oczywiście to o co najczęściej pytacie czyli niedźwiedzie.
Spotkaliśmy ich kilka, chyba poniżej dziesięciu – głównie baribale czyli niedźwiedzie czarne – małe to to, strachliwe i cóż… powiedziałabym, że sprawia wrażenie głupiutkiego 😉 Pomimo zamocowanego specjalnego dzwoneczka i hałasu jakie wydaje rower z sakwami na jednego prawie wyjechałam, a inne, mimo, że nas zauważyły uciekały dopiero po kilku zachęcających okrzykach z naszej strony.
Udało nam się za to raz zobaczyć niedźwiedzia brunatnego, znacznie rzadszego. Była to matka z młodym, która usłyszawszy nas uciekła do lasu, by po kilkunastu sekundach wyjrzeć z powrotem na drogę żeby sprawdzić czy już sobie pojechaliśmy.
Grizzly nie spotkaliśmy – może to i lepiej.
Pozostała część naszej drogi przez Kolumbię Brytyjską od Revelstoke do Banff to głównie autostrada nr 1.
Widokowo rewelacyjnie ale głośno, ciągle trzeba być skupionym na drodze i niestety jedzie się poboczem na których jest wszystko w tym masa ostrych przedmiotów, które wbijają się w opony… nasz rekord dotychczas: 4 gumy jednego dnia. Dużo bezpieczniejsza niż polskie szosy, ale znacznie przyjemniej jeździ się bocznymi drogami.
5 odpowiedzi na “Stoi na stacji lokomotywa”
Odlotowo 🙂
Brzmi super! A gdzie fota kolibra? 😎 No chyba nie jest za szybki?
Miałem ręce zajęte śniadaniem 😉
Nie marzniecie tam za bardzo?
W górach noce były zimne, a teraz długie spodnie i bluzy zakładamy wyłącznie po to, żeby nas komary nie gryzły. Ale nie polecam Kanady miłośnikom upałów.